Przez Zatokę Pucką z kajakami

Przez Zatokę Pucką z kajakami to bardzo nietypowa impreza, którą zrealizowaliśmy w lipcu ubiegłego roku, chociaż pomysł zrodził się dużo wcześniej i trochę w innym wykonaniu, ale wszystko po kolei.  Pewnego sierpniowego wieczoru 2012 roku na jednym z naszych biwaków gdzieś nad rzeką Łupawą, Piotr opowiadał o swoich przygodach na Zatoce Puckiej, o próbie przepłynięcia zatoki kajakiem, o złamanym wiośle i nie zrealizowanych marzeniach oraz o tym, że chciałby spróbować raz jeszcze. Wtedy nie za bardzo wiedziałem o czym jest mowa i nie bardzo zdawałem sobie sprawę z takiej wyprawy. Mimo to oczywiście pomysł chwycił i kilka osób zainteresowało się tematem.

Po powrocie ze spływu Łupawą zacząłem przeglądać mapy, czytać przewodniki i szukać jakichkolwiek informacji. W sieci natknąłem się na temat corocznej imprezy organizowanej pod nazwą „Marszu Śledzia” i tu dopiero zorientowałem się o czym Piotr mówił i co miał na myśli. Jednak my chcieliśmy to zrobić troszeczkę inaczej – z kajakami i w swoim gronie oraz połączyć nasz coroczny wypad na rzeki Pomorza z jednodniowym pobytem nad Zatoką Pucką. Ustalone zostało wstępnie, że jak będziemy wybierać się na Wieprzę to albo dzień przed, albo dzień po zrealizujemy nasz plan. Plan był całkiem realny, jednak wkrótce dostrzegliśmy wady takiego przedsięwzięcia, dlatego też ustaliliśmy, że wyprawę przez Zatokę Pucką z kajakami zrealizujemy niezależnie od naszych sierpniowych spływów.

W piątek 5 lipca 2013 roku po południu zapakowaliśmy kajaki i w kilka osób ruszyliśmy busikiem na Półwysep Helski. Piotr ze swoją ekipą pojechał wcześniej, by znaleźć dla nas wszystkich jakieś sensowne miejsce na nocleg, a to nie było wcale takie proste. Na kemping dotarliśmy kilkanaście minut po północy, tu czekał już na nas zarezerwowany plac i pozostałe osoby, które przyjechały dużo wcześniej samochodami osobowymi. Po małym zaaklimatyzowaniu się i po omówieniu wszystkich szczegółów poszliśmy spać. Nazajutrz przed godz. 9:00 osiem kajaków i piętnaście osób było gotowe do przepłynięcia, przejścia i przepłynięcia całego etapu trasy prowadzącej z Kuźnicy Rewą Mew do samej Rewy.

Rano pogoda była wymarzona, błękitne niebo i lekki wiaterek umocniły nas w przekonaniu, że termin został odpowiednio wybrany. Na samym początku, aby atrakcji było troszeczkę więcej niż normalnie, oczywiście była jedna wywrotka przy wsiadaniu do kajaka. Po krótkim ogarnięciu się i przepłynięciu na wiosłach pierwszego odcinka, kilkanaście minut później ciągnąc kajaki maszerowaliśmy po suchym lądzie mając morze z prawej i lewej strony. Odczucia wszystkich były niesamowite, każdy był pod ogromnym wrażeniem tej przygody, zresztą zobaczcie sami na zdjęciach:

Plan zakładał zakończenie naszej wyprawy na plaży w Rewie, jednak po dotarciu do sztucznego przekopu, głębokiego na ok. 5 metrów okazało się, że kontynuowanie naszej wyprawy może okazać się niebezpieczne. Mały wiaterek przerodził się w dosyć silny wiatr, który wywołał kołysanie morza. Pojawiły się wysokie fale, które uniemożliwiły przepłynięcie ostatniego odcinka kajakami. Tylko ja z Michałem po założeniu fartuchów zdecydowaliśmy się popłynąć do Rewy. Było bardzo ciężko, fale miotały nami okrutnie, ale udało się dopłynąć i udało się później wrócić. Pozostała ekipa, wróciła wcześniej tą samą drogą do Kuźnicy. Mimo, że nie zrealizowaliśmy całą grupą zakładanego planu wyprawy, to i tak wszyscy na koniec dnia byli usatysfakcjonowani tą niecodzienną, szaloną ale jakże zadowalającą przygodą, która sprawiła, że wrażenia z 6 lipca 2013 roku pozostaną na długo w Pamięci.

Jeżeli chcecie dowiedzieć się co nas zainspirowało, co to jest „Marsz Śledzia”, poznać jego historię i pomysłodawcę, to zapraszam na stronę: www.marszsledzia.pl/historia. Jeszcze, aby wszystko było jasne „Marsz Śledzia”, to impreza organizowana przez Pana Radosława Tyślewicza, a nasza wyprawa zorganizowana została prywatnie przez miłośników i pasjonatów kajakarstwa.

Jeżeli macie jakieś szalone, ciekawe pomysły, które nie wiecie jak wdrożyć w życie, to polecam Wam tą stronę: www.zlot.pl. Strona należy do Biura Turystycznego ZLOT, w którym pracuje człowiek lubiący wszelkiego typu wyzwania. Organizator, kierownik, komandor i przede wszystkim normalny człek licznych ciekawych i fascynujących wypraw pieszych, rowerowych i oczywiście kajakowych.