Spływ kajakowy Brdą

Brda jest jednym z najładniejszych szlaków wodnych Polski o długości ponad 230 km. Corocznie organizowane są na niej liczne spływy kajakowe. W górnej swej części przepływa przez szereg pięknych jezior kaszubskich, w środkowym biegu przecina Bory Tucholskie. Na większości odcinków brzegi jej są zalesione, suche, wysokie, często urwiste i bardzo malownicze. Latem 1953 roku pierwszą swoją wędrówkę kajakową odbył tu ksiądz Karol Wojtyła płynąc na sędziwym, jeszcze przedwojennym kajaku o nazwie „Kalosz”. Płynął z załogantem, z którym na początku nie bardzo mogli się zgrać. „Wujek” skomentował później ten fakt  dwuwierszem: „I rumają dalej żwawo, jeden w lewo, drugi w prawo”.

Od naszego ostatniego grupowego spływu Drawą minął już prawie rok i znów zatęskniliśmy za sobą i za wiosłami, tym razem wybraliśmy spływ kajakowy Brdą. Tego roku pojawiło się w naszej grupie kilka nowych twarzy chętnych na wyprawę. Kilka telefonów, rezerwacja kajaków, kilka godzin jazdy samochodem i tak wylądowaliśmy 12.08.2006 roku w miejscowości o wdzięcznej nazwie Swornegacie. Kajaki zamówione mieliśmy na ul. Leśnej 2, 89-608 Swornegacie, tel. 697 697 701. Po dojechaniu na miejsce skompletowany sprzęt czekał już na naszą grupkę. Po przepakowaniu rzeczy i zrobieniu ostatnich zakupów wyruszyliśmy na jezioro Karsińskie. Pogoda nas nie rozpieszczała, niebo było zachmurzone i do tego wiał zimny wiatr. Jednak wkrótce rozpogodziło się i nasze humory również znacząco się poprawiły.

Po trzystu metrach od wypłynięcia z przystani, byliśmy już na wąskiej i miejscami płytkiej Brdzie. Mijając zabudowania po obu stronach rzeki rozkoszowaliśmy się ciszą i spokojem. Na jeziorze Witoczno wyszło słońce, które towarzyszyło nam już do końca tego dnia. Na krótki postój zatrzymaliśmy się nad jeziorem Łąckim, by nabrać sił na wiosłowanie po stojącej wodzie jezior Dybrzk i Kosobudno. Dosyć szybko dotarliśmy do miejscowości Męcikł, jednak zmęczenie po długim dojeździe z Warszawy do Swornychgaci i pokonanie kilkunastu kilometrów, głównie po stojącej wodzie kajakiem było już znacznie odczuwalne w niektórych załogach. Na nocleg zatrzymaliśmy się przed zaporą w Mylofie.

Kolejny dzień zaczął się dość ponuro, od samego rana kropił drobny deszcz. Schowaliśmy się pod wiatę i czekaliśmy na jakiekolwiek rozpogodzenie. Pogoda pozwoliła nam wypłynąć dopiero po południu. Po pokonaniu zapory w Mylofie wypłynęliśmy w końcu na rzekę z odczuwalnym nurtem. Tempo płynięcia kajakiem każda załoga narzuciła sobie dosyć szybkie, to też Rytel mijaliśmy po niespełna dwóch godzinach od wypłynięcia z biwaku. Za Rytlem grupa znacznie rozciągnęła się po meandrującej i płynącej bardzo ładnym, leśnym odcinkiem Brdy. Miałem wrażenie, jakby każdy z nas chciał przez chwilę pobyć sam na sam. Po 20 kilometrach dopłynęliśmy do Żukowa, gdzie zanocowaliśmy na polu biwakowym o wdzięcznej nazwie „Ściernisko”.

Trzeciego dnia rano większość z naszej ekipy zamówiła sobie u gospodarzy obfite śniadanie, które znacznie się przedłużyło i dopiero parę minut przed godz. 12:00 udało nam się wypłynąć dalej. Humory w załogach dopisywały, płynęliśmy bardzo malowniczym odcinkiem trzymając się razem. Na krótki postój zatrzymaliśmy się w Woziwodzie, gdzie o dziwo był spokój i cisza (na ogół miejsce to tętni życiem i jest dosyć tłoczno). Ciekawostką również było to, że od początku naszego spływu spotkaliśmy na Brdzie tylko kilka osób płynących w małej grupce. Tego dnia zależało nam, aby znaleźć się jak najbliżej Tucholi i mimo długiego odcinka, jak i również kilku powalonych drzew, udało nam się przed godziną 18:00 rozbić namioty i zrobić później zakupy.

Poranek ostatniego dnia spływu przywitał nas promieniami słońca, które nie pozwoliły na długie wylegiwanie się w namiotach. Tym razem po krótkim śniadaniu o godz. 10:00 wszyscy byli już w kajakach na wodzie. Przed nami zostało ostatnie kilkanaście kilometrów przełomowego odcinka Brdy. Zważywszy na fakt, że tego dnia musieliśmy jeszcze wrócić do Warszawy, nasz spływ zakończyliśmy w miejscowości Piła Młyn po wcześniejszym przepłynięciu „Piekiełka”. Warto dodać, że cały odcinek Brdy przepłynęliśmy bez żadnej wywrotki, jednak na samym już końcu, przy wysiadaniu z kajaka, jedna z uczestniczek – Bożena straciła równowagę i zaliczyła kąpiel w ubraniu. W sumie pokonaliśmy razem ponad 80 kilometrów środkowej ale jakże bardzo ładnej rzeki Brdy.

Spływ kajakowy Brdą ukończyli: Marek z córką Kają, Tomek z Marzeną, Michał z Kasią, Andrzej z córką Darią oraz Waldek wraz ze swoją żoną Bożeną i dziećmi: Krzysztofem i Marysią.